Dawno, dawno temu...

... mniej więcej w okolicach najkrótszego dnia roku 2013, były sobie Święta. 
Radość niezmierna opanowała naród, przygotowaniom do uczty wigilijnej nie było końca.

Powstawały pierogi, uszka, krokiety, pachnące barszcze i zupy grzybowe, niektórzy marynowali ryby i mięsiwa wszelakie, inni pichcili lekkie potrawy, aby na dzień po uczcie nie cierpieć na obrzęki wszystkich członków ciała, od wątroby począwszy, na paznokciach u małych palców kończąc. 
Świat wyglądał magicznie- bajeczne kolory lampek, światełek, drucianych figurek, anielskich posągów, spadające niebieskie sople, poinsecje w donicach, dźwięczące dzwonki, pastelowe bombki, cynamonowe laski i suszone pomarańcze na choinkach. Świece w oknach, stroiki na drzwiach wejściowych...

Foto. www.zielonyogrodek.pl

Pagórki, płotki, drzewa i krzewy, trawniki, podjazdy, parapety... wszystko pokryte było białym puchem, a spod najniższych gałęzi ogrodowego świerka wyskoczył maleńki jak dłoń szary kotek... dobra, dobra, wstrzymaj konie Madziarko... zagalopowałaś się w tej bajce...

Nie przeczę- było pięknie. Ale magii Świąt w tym roku ze świecą szukać. I tu napotykamy na najbardziej błahy z błahych tematów do rozmów- pogoda.
Okazało się, że pogoda, aura, klimat, jak zwał tak zwał, ma na nas potężny wpływ. POTĘŻNY!
Pomimo tradycyjnego przygotowywania posiłków, już na dwa dni przed Świętami, nie mogłam wczuć się w atmosferę stricte świąteczną. 
I chyba nie ja jedna, bo pierwszy raz od lat osiedle, na którym mieszkają moi rodzice (z resztą na naszym nie było inaczej), było tak skąpo ozdobione świątecznymi świecidełkami, choinkami, migotkami, jak nigdy dotąd.  Nie pamiętam w każdym razie tak mało błyszczących Świąt.
Mniemam, że przerwa w aktywności zawodowej, spowodowana przyznaniem mi przez zacny Zakład Ubezpieczeń Społecznych urlopu macierzyńskiego, również przyczyniła się do braku wewnętrznego odczucia, że Święta mamy i owszem i przecież wszystko wokół na to wskazuje.
Co jak co, ale jak się mniej więcej od początku grudnia, z racji wykonywanego zawodu, uczy dzieci w przedszkolu piosenek typu "Ding dong, ding dong" czy "Let put baubles on the Christmas Tree" to się tym klimatem, tudzież aurą świąteczna, wymiotuje na duże dystanse.
A w tym roku? Kablówki nie kochamy od dwóch lat więc nie zatruwają nam powietrza amerykańskie piosenki świąteczne i reklamy Coca- Coli. Radia słuchamy ambitnego (Trójkę polecam w ciemno o każdej porze), gdzie lecą kawałki najwyżej z lekka zahaczające o Boże Narodzenie. Do galerii handlowych też mamy daleko i ani nam się myśli skracać ten dystans. Uniknęłam więc tym razem wszechogarniającej gorączki świątecznej (której nigdy nie ulegałam zanadto). I z jednej strony taki odpoczynek to kawałek złota znaleziony na chodniku, z drugiej wyrwał mnie odrobinę z kontekstu.

Foto. Madziarka Lorek

A teraz już przejdę, wreszcie, do sedna sprawy, czyli głównej myśli tekstu, z którą zasiadłam przed monitorem.
Po co nam w ogóle te Święta?
Pewnie nie odkryję tu Ameryki, ani nawet Kapsztadu, ale dla mnie, niewiernej, Święta to chwila namysłu. Myślę sobie w takie Święta o wielu różnych sprawach i analizuję. A najczęściej to analizuję siebie. I jak tak sobie siebie analizuję to dochodzę do wniosków. Zaskakujące, wiem! Co bardziej zaskakujące, to te wnioski są różne. Bo tak na przykład wyłazi gdzieś spod potylicy myśl taka, że mam tam swoje jakieś wady, co to mnie, i nie tylko, drażnią, kłują w tyłek i co to chciałbym je zmienić na przykład. I zaczynam tworzyć pomysł jak sobie z tym kolcem w tyłku poradzić. A teraz to Was w ogóle już zaskoczę- zazwyczaj dochodzę do konsensusu z samą sobą i przywarę taką, co to mnie w tę żyć rzeźbi, staram się tym wymyślonym sposobem ujarzmić. Czasem udaje mi się nawet na dłuższy dystans czasowy! I staję się bardziej znośna dla samej siebie i pewnie dla otoczenia również.

Foto. Madziarka Lorek

W takie Święta cierpię też na wzmożoną pracę części mózgu odpowiedzialnej za twórczość i kreatywność. I tworzę- prezenty na przykład. W tym roku twórczość ta przerywana była bardzo szeroko zakrojonymi potrzebami mojego Syna, manifestowanymi najczęściej w najmniej dogodnym dla mnie momencie. Plan tworzenia prezentów obejmował również bratową i jej mieszkanie, gdzie cała akcja miała się rozgrywać, ale na kilka dni przed Świętami (bo oczywiście nie wzięłyśmy się za to wcześniej, przecież jeszcze tyle czasu było, uspokajała jedna drugą ;) ) rozgrywała się tam choroba, co skutecznie ograniczyło nasze możliwości. Koniec końców prezenty powstały, a i my i ci, co je otrzymali byliśmy urzeczeni :)

Drzewko. Drzewko jest symbolem Świat. Ale nie od zawsze, bo gdzieś od szesnastego wieku. Od dawniej niż szesnastego wieku jest jednak symbolem życia. Płodności. Odrodzenia. I to nam się w nim podoba. Poza tym daje ładne światło, jest dość atrakcyjną alternatywą dla lampki nocnej. Choć na jej urok nie narzekam. Wypiera co prawda słowiańskie (czyli NASZE- Polaków, między innymi) tradycje takie jak diduchy, które są symbolem zarówno wierzeń pogańskich, jak i chrześcijańskich, no, ale powiedzmy sobie szczerze- diducha, w samym środku bloku mieszkalnego palić nie będę...

Foto. Madziarka Lorek

No i koniec końców, Święta to dla mnie czas z rodziną.
Na co dzień mam dużo czasu dla rodziny. Staram się, żeby Witek miał dziadków tak często, jak to tylko możliwe. Cenimy sobie ten kontakt. Ale w Święta jest jeszcze inaczej. Wspólna praca w kuchni, zakasane rękawy, mąka na policzkach, ciasto we włosach, ubieranie choinki jak za dzieciaka, domowa krzątanina, przyjazd babci z psem, muzyka w głośnikach, żarty, chwila wytchnienia z Witkiem przy piersi w moim pokoju z młodzieńczych lat... Lubię. Daje mi to spokój. Daje mi to siebie. Daje mi to dystans do pędu, którym charakteryzuje się nasze życie. Zwalniam. Rozpieszczam się tym czasem. Jestem sobą.

Foto. Madziarka Lorek

I będąc taką sobą po tych Świętach, ze spokojem, który czuję gdzieś w okolicach haustry czy zgięcia wątrobowego, idę przytulić się do Witka, który śpi smacznie przy akompaniamencie wciskanych przeze mnie z impetem klawiszy klawiatury, a głos oddaje Wam.
Po co Wam Święta???

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz