Poszło... czyli o początku Nowego Roku i romantycznym spotkaniu na szczycie :)

A poszło, poszło... poszło się. A gdzie? O tym zaraz :) 
W każdym razie zaczęliśmy Nowy Rok tak, jak powinniśmy. Tak, jak nam to w sercach gra.

Pomimo spędzenia samej Nocy Sylwestrowej w domowym zaciszu, odwrotnie niż zazwyczaj. Zazwyczaj siedzimy po kilka dni w górskiej chacie na odludziu, bez prądu, z wodą w studni 100 metrów od wychodka, z piecem wysokim, łożem szerokim, ściennym zegarem, który przeważnie nie jest nastawiony, bo szczęśliwi przecież czasu nie liczą... gdzie więc i północ jest umowna.
W tym roku jednak (wzorem dwóch poprzednich lat) mieliśmy gości domatorów, którym takie warunki nie w smak, a że goście mili to i plany zmodyfikowane pod ich wymagania. Więc w domu. Choć i tu północ okazała się umowna ;) I było świetnie.
Za to po krótkiej drzemce, gdy słońce już wysoko na niebie stało, kiedy to goście i Jot wraz z Czortem i Szajbą odsypiali zarwaną noc, Witek, Ciocia Ania (która jest ciocią Witka, nie moją) i ja, czyli Witka Mama, wyruszyliśmy na noworoczny podbój Beskidu Sądeckiego.


Foto. Ania C.
Ośrodek Wypoczynkowy Iskra, Piwniczna - Kosarzyska

Naszym celem była Chatka na Magórach. Tam zabawiła reszta Ekipy, z którą rok rocznie obstawialiśmy te chaty i studnie 100 metrów od wychodka. Tęskno nam się zrobiło za tymi mordkami zaprzyjaźnionymi to i w góry na spotkanie ruszyliśmy.
A po drodze takie oto słit focie, prawda, do lusterka sobie robiliśmy :)

Foto. Ania C z rąsi z lampą.

Witek się już niecierpliwił, bo to chyba z szósta próba zrobienia zdjęcia w tym krzywym zwierciadle była. Za każdym razem wychodziło coś na wzór takiego oto widoczku :)

Foto. Madziarka Lorek, z rąsi bez lampy.

Dowód za to niezbity, że doświadczenie w robieniu sobie słit foci do lustra mam żadne  ;D
No dobra, ale po tej szóstej próbie idziemy dalej. Ładną mamy zimę w Beskidach, tak poza wszystkim, prawda? :)
Zdjęć niewiele, bo sapiemy zgrzani (zbyt zimowo ubraliśmy się jak na styczeń w górach ;)), Witek po drodze dostał cyca i odpłynął, powalony pewnie świeżym powietrzem, którego w mieście nie uświadczysz.



Spał tak i śnił... a my wiemy o kim, wiemy. 
W ostatni dzień starego roku poznał Witek Hanię. Niespełna dwa miesiące młodszą Córkę naszych Przyjaciół. I właśnie Hania czekała na Witka na Magórach :) Żeby dobrze wypaść ocknął się więc ów amant na moment przed naszym pojawieniem się w chatce :)


Amorom nie było końca :)
Myślę sobie, że oprócz wewnętrznej motywacji do ruszenia w góry miałam jeszcze dodatkowe wsparcie w Witku, który to postanowił ruszyć za głosem serca... 
I jak widać dopiął swego! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz