Fajne życie!

Upalne popołudnie, tłumy ludzi potrącających się nawzajem w pośpiechu, małoformatowi sprzedawcy piszczących zabawek we wszystkich kolorach świata, cieknący hydrant, bębny i dużo frędzelków. Na samym końcu ulicy prastary mur i brama, na murze mnóstwo obrazów- tych wielkich i tych mikro. Po prawej sklep indyjski cieszący się akurat w tych dniach szczególnym powodzeniem. Na drugim końcu ulicy otwarta przestrzeń krakowskiego rynku, konie zaprzęgnięte w bryczki, kramarki z kwiatami, dzieciaki karmiące gołębie, mężczyzna z książką, wiele gitar, długie włosy i spódnice, rozszerzane od kolan ku ziemi spodnie.
Mniej więcej w połowie deptaka, na prawo od głównego nurtu Floriańskiej, w głębi wąskiej uliczki, szyld Pożegnania z Afryką i grupka ludzi ubranych w pstrokate koszule, dzwony z wszywanymi klinami w kwiaty, opaski, koraliki i pacyfy na piersiach. Wśród nich ja- w kwiecistej sukience po kostki, związanej paseczkiem w talii, z szerokimi jak dwie torby rękawami. Obok mnie moja gitara spoczywająca na bawełnianym futerale z napisem The Doors i wysłużony Zenit TTL plus dodatkowy obiektyw. To jeden ze zlotów hipisów w Krakowie.
Poniżej to akurat nie ja, raczej wersja "beauty" tego, jak nosiłam się całkiem niedawno temu .I pomimo modyfikacji przekonań noszę się nadal :)

Źródło: kwiaty-hippie.bloog.pl
Lubie siebie tamtą. Lubie siebie z tamtych czasów- kilkanaście lat temu kiedy przeszłam na wegetarianizm. Ukształtowałam się wtedy, wśród tych (i nie tylko!) ludzi.
Zachłysnęłam się, jako nastolatka, kulturą hipisów, nosiłam wielką pacyfę na sznureczku, wokół nadgarstków zawsze dyndały koraliki.
Śpiewałam, kochałam, jeździłam na zloty, obcowałam z naturą, zdrowo się żywiłam, chłonęłam szczęśliwy świat.
Zaczerpnęłam z tej ideologii to, co najlepsze.
Nie w głowie mi było jaranie, byłam abstynentem, nie szlajałam się po komunach, pozostałam dziewicą. Byłam "w" i troszkę "obok".
Mój młodzieńczy bunt wyrażał się konkretnie w niepiciu- bo wtedy każdy pił (nudne jak flaki z olejem), chciałam być inna więc nie piłam, w chodzeniu po górach z gitarą, w jeżdżeniu na rancho do Przyjaciela, przebywanie ze zwierzętami i szlajaniu się na końskim grzbiecie po połoninach..
Polskich hipisów poznałam od naprawdę dobrej i zdecydowanie gorszej strony.
Ja wybrałam czystą ścieżkę, pełną radości, dobra, uczucia, pasji. Niestety wielu z nich wciągnął świat narkotyków, beztroskiego seksu, chorób.
Mogę spokojnie powiedzieć- dzięki tamtym wyborom, dzięki ludziom, których wtedy spotkałam, dzięki tym, co mi pokazali- właśnie tego dobrego i tego złego również, dzięki muzyce, sztuce, filozofii, jestem dziś tym, kim jestem.
I lubię siebie dziś!
Nadal nie jem mięsa, zdrowo żywię siebie i swoją Rodzinę, noszę dzwony, mam długie włosy, gram na gitarze, przywdziewam kwieciste sukienki po kostki, u nadgarstków wiszą mi korali, a Zenita zamieniłam na Ryśka- Canona 400D.
Przyjaźnie z tamtych lat są nadal gorące i tętnią życiem.
Nie mam tylko pacyfy, ale to, co zostało w mojej głowie po modyfikacji poglądów to na stówkę taki zwój przypominający kształtem tego żurawia na tle słońca- albo jak to natrząsali się moi znajomi- kurzą stopę na tle słońca ;)


 
Źródło: www.mlodziez.info

Fajne życie miałam i mam dzięki tej przeszłości dziś. Świetnie wybrałam. Zbudowałam się wtedy, bo właśnie wtedy był ku temu czas. I dziś to procentuje.
Wsparli mnie moi Rodzice- przede wszystkim- zaufali mi. Miałam dużo wolności, mogłam spełniać marzenia, np. zdawać do Górskiego Pogotowia, zrobić instruktora narciarstwa zjazdowego, wspinać się, grać na gitarze, a później harmonijce ustnej, jeździć konno, mieć wybranych przez siebie przyjaciół, mieszkać u nich na wsi, wałęsać się po świecie z plecakiem, namiotem, śpiworem, gitarą i aparatem.
Nabrałam w tamtym okresie szacunku nie tylko do ludzi, szanowałam pieniądz- u nas w domu nigdy się nie przelewało, żyło się spokojnie i względnie skromnie.
Dzięki tej szwędaczce po świecie nauczyłam się gospodarności, zaradności i zahartowałam charakter.
Chciałabym, żeby Witek, czy też Jego przyszłe Rodzeństwo, mieli takie fajne życie.
Chciałabym, żeby spotykając różnych ludzi, napotykając się na różne wpływy, pokusy, potrafili słusznie wybrać. Żeby lubili siebie dorosłymi dzięki temu jacy byli za młodu.
Chciałabym umieć dostrzec moment, że tak, właśnie teraz jest czas, aby zaczęli sami budować siebie, żeby nie brakło mi odwagi na zaufanie Im, żeby nie próbować stłamsić Ich autonomii.

Tylko jak do do diaska zrobić?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz